wtorek, 1 maja 2012

Ślesin & ambicja mojej babci wobec ojca


Artykuł otwieramy takim oto zdjątkiem już z powrotu. Jako, że mam okres, gdzie czuję się lepiej (mam nadzieję, że będzie trwał i trwał), to postanowiłem poprosić kolegę, byśmy przejechali się gdzieś autem. Początkowo mi było wszystko jedno gdzie, ale uznałem, że skoro już mamy gdzieś jechać, to do mojej babci na cmentarz, gdzie od pogrzebu u niej nie byłem (notabene na pogrzeb także nie zaszczyciłem). Spełniłem swój zamiar, oczyściłem sumienie, bo mnie gryzło, by znicza postawić i mam to z głowy. Ulżyło mi. Co prawda z babcią kontakt miałem taki se, nie byłem jej ulubionym wnukiem, ale na takie pożegnanie jeszcze mnie stać. W każdym razie mam poczucie spełnienia i nikt mi już nie będzie wypominał, że babcia zmarła wtedy i wtedy, a ja jeszcze na cmentarzu nie byłem.
Wracając, mając jeszcze sporo czasu w zapasie (czasu kolegi, nie mojego), poprosiłem go, byśmy podjechali do mnie na działkę. Może będzie babcia z dziadkiem, może nie, okaże się. Częściowo chciałem tak dlatego, że właśnie mieliśmy sporo czasu w zapasie, ale też czułem, że się dobrze czuję, więc chciałem jeszcze gdzieś jechać (swoją szosą jechaliśmy za moje, bo na paliwo mu dałem na górkę), z babcią i dziadkiem herbaty się napić (jak jest ciepło, to zwykle są na działce), ale też nie ukrywam, śniło mi się, że w drodze powrotnej kolega przyciśnie pedał gazu (obwodnica).*
Co rusz jestem w miejscowości, gdzie mam działkę, to mam wrażenie, że tam coraz lepiej, znaczy asfaltu przybywa. Kiedyś, lat temu naście, to była dziura zabita dechami, trzy domy na krzyż, wszędzie nieutwardzone drogi, na dobrą sprawę ciężko było się tam zgubić, a teraz... Asfalt, ulice już od kilku lat mają nazwy, dom koło domu - to już nie byle dziura. Co prawda nadal ledwie 2 sklepy usytuowane w odległości 200 metrów od siebie na początku wioski, a w głębi nic (trzeba iść 15-20 min. z końca wsi), ale z drugiej strony lepiej tak, aniżeli na każdym kroku jakiś monopol etc. Niech pachnie wsią, a nie monopolem.
Do rzeczy, bo w zasadzie piszę o wiosce, a nie o tym, o czym chciałem. Czas na zdjęcie:



To z lewej powstało 11 lat temu. Krzak zasłania jeszcze szopkę "kuchenno-garderobianą" :D czyli tam się gotuje i przebiera i jest jeszcze trzecia ogółem chyba z samymi deskami. 5 uli, dzięki czemu mamy miód, no i coś, co ciężko nazwać domem. Wg projektu jest to dom piętrowy z poddaszem, a wg tego co widać, parterówka :D Od 2 lat bez zmian. Ogółem od wylania ławy minęło 7 czy 8 lat. Żeby budować dom trzeba mieć pieniądze, same ambicje nie wystarczą. Żal mi było ojca, ale sam sobie winien. Kiedyś z ojcem zdarzało mi się jeździć - 7 rano, babcia "wstawać, robota! Budowa czeka!". Ojciec od 2001 do 2009 roku jeździł przez pół roku w każdy weekend, każdy dzień wolny od pracy i każdy urlop. Urlop! Na tym "urlopie" więcej się napracował jak w swojej pracy. I to jeszcze za darmo. Taa... niby dla siebie.
Jak mówiłem - żeby się budować trzeba mieć pieniądze. Dla przykładu, nasz sąsiad w ciągu lata postawił 3 domu (dla siebie z żoną, syna i córki), a nasz?? 7 lat i parter. W większości ojciec to budował (powiedzmy 55% prac), dużo dziadek mu pomagał (powiedzmy 44%), no i ja, czyli 1%. Wziąłby kredyt, dom by stał już dawno temu, ale nie, bo po co. Ojciec jest anty-bankowy. Chyba wierzy, że mu kasa z nieba spadnie lub dobre duszki same go wykończą. Pomijam już to, że dom w stanie deweloperskim, to jest co najmniej połowa sukcesu - a wykończenie w środku?? A meble?? Kolega z byłej pracy budował się w 2004 roku i włożył w całość 250 tys. W 2007 roku potrzebowałby na to samo 500 tys. Wszystko drożeje, ale nie, po co brać kredyt, lepiej oszczędzać i robić za swoje - by racja, ale jak tych swoich za dużo się nie ma, to nie widzę tutaj sensu. To nie jest zbieranie na wczasy nad morzem, a na dom. Od ponad 2 lat nic nie jest ruszane, bo ojciec mieszkanie remontuje (tak, wiem, ma tempo, ale po co brać ekipę remontować - on wszystko najlepiej robi). Ma 50 lat, dom budował 7, jest na etapie parteru. Zdrowie mu pozwoli coś robić do 80-tki (za przykład mój dziadek, a jego ojciec), więc 7 na drugą kondygnację, 5 na dach; kolejne 12 lat na środek. No! Jak skończy w wieku 75 lat, to będzie sukces, tylko kto będzie tam mieszkał? Ja nigdy nie chciałem, siostra także, nawet matka też nie. Więc dla kogo on to budował? Wg babci dla nas, a wg mnie dla niej - dla zaspokojenia jej ambicji.

* przeliczyłem się - buu. Owszem, czułem się db, w ogóle cieszę się, że przez te prawie 80 km łącznie, nie było żadnych przygód, ale nie było babci i dziadka, co wg mnie dziwne. Zwykle w takie upały siedzą na działce. No i kolega nie przycisnął pedału gazu!! Buu... Kocham szybką jazdę. Długa prosta, samochodów niewiele, na lewym pasie w ogóle i tylko 130. Tyle, to z ojcem Skodą Felicią potrafiłem jechać, a ojciec zawsze jeździł jak stary dziadek - potrafiłby zmulić 200-konne auto do tego stopnia, że byłoby wolniejsze jak 100-konne :D Raz tylko jechał jak człowiek. Maluchem. Ciężko w to uwierzyć, ale to moja najlepsza jazda z nim. Akurat wracaliśmy od babci i dziadka po tym jak się z nimi pokłócił. Nie sądziłem, że maluchem można tak szaleć i to jeszcze z nim.