piątek, 16 sierpnia 2013

Praca

O pracę w Polsce trudno? Można sądzić, że tak. Po studiach wyższych przyjmują za najniższą krajową i jeszcze ludzie się pchają do takiej pracy, a za wszystko obwiniają Rząd. Owszem, po części jest to wina Rządu, ale nie będziemy tu gadać o polityce. W dużej mierze jest to wina ludzi, którzy po taką pracę zdolni iść po trupach. Jeśli nadal jesteś optymistą i liczysz, że po studiach znajdziesz wymarzoną pracę, to się rozejrzyj. Wśród Twoich znajomych co drugi studiuje lub skończył studia. I jako kto pracuje? Kasjer/sprzedawca? Robotnik budowlany? Operator wózka widłowego? Nie mam nic do takiej pracy i nigdy nie będę miał, bo uznaję, że żadna praca nie hańbi, lecz nie o tym tu mowa. Mowa o tym, że ktoś kto kończy studia spodziewa się, że dostanie pracę w związku z jego kwalifikacjami; pracę wymarzoną, bo w końcu taki, a nie inny kierunek studiów wybrał. Ale chwila, bo trochę się zapędziliśmy - jakimi kwalifikacjami? Czym są te kwalifikacje? 
Teraz musisz się wykazać czymś więcej niż papierkiem studiów wyższych. Papierek mógł robić wrażenie w czasach naszych rodziców, bo teraz może się nim poszczycić co drugi młody człowiek. Ty musisz być lepszy. Jeśli skończyłeś studia rób dodatkowe kursy z tym związane, kształć się dalej w tym kierunku. Jak przerwiesz, to już nie wrócisz do tego, bo nie będzie czasu, potem będzie rodzina i tak będziesz ledwie wiązał koniec z końcem. Moja siostra skończyła Historię (ma już mgr), ale robi podyplomówkę z Lingwistyki (i myśli jeszcze o Bibliotekoznawstwie), aby zwiększyć swe szanse na rynku pracy. Nie ma 15 lat, aby teraz przez 2 lata nosić aparat na zębach (nie miała krzywych, jednak na tym kierunku wymagają idealnego zgryzu), ale sama widzi, że sama historia jej niewiele da. Zdecydowałbyś się na aparat na zębach w wieku 24 lat? Niby nic strasznego, ale uroku raczej nie dodaje. Można to nazwać poświęceniem dla dobra swej przyszłości.
Zamiast znów narzekać, że wysłałeś setną aplikację na jakieś stanowisko zrób coś ze sobą. 
Nie masz studiów? Nic straconego. Masz przecież kursy dla spawaczy, operatorów koparki, bukieciarstwo itp. Sam jeszcze nie wiesz co Ci się może w życiu przydać.
Parę lat temu zdawałem egzaminy na agenta ubezpieczeniowego. Zdobyłem numery RAU i specjalisty 3-ech liczących się towarzystw w Polsce. Gdy wysłałem aplikację do 6 firm, to przynajmniej z 3-ech miałem odpowiedź. Można? Fakt, nie były to darmowe egzaminy, ale żeby coś wyjąć należy najpierw coś włożyć.
Nie interesuje Cię żadna forma kształcenia dostępna w polskim szkolnictwie? Może się zdarzyć, ale też nic straconego. Interesujesz się wioślarstwem, lecz sam nigdy nie uprawiałeś tego sportu lub uprawiałeś amatorsko? Załóż bloga na ten temat. Nie wiesz jak? Poszukaj w sieci. Nikt Ci na tacy gotowego pomysłu nie da, bo tym tokiem myślenia żadnej pracy nie znajdziesz. Zobacz jakie blogi robią inni, spróbuj założyć podobnego. Jeśli nie masz pieniędzy na takiego na własnej domenie, to zrób na darmowym hostingu lub tutaj - na Bloggerze. Tak, pisz o wioślarstwie i mi się tu nie zniechęcaj po miesiącu. Jesteś właśnie na kursie. Kursie bezpłatnym, który sam sobie organizujesz. Tak, uczysz się teraz. Uczysz się lepiej pisać. Uczysz się zaciekawić czytelnika. Gdy zdobędziesz już jakieś doświadczenie (np. prowadzisz bloga 0,5 roku lub napisałeś kilkadziesiąt tematów) spróbuj uderzyć do jakiegoś wydawnictwa wydającego czasopisma o wioślarstwie. Może znajdzie się dla Ciebie praca. Może zaczniesz się spełniać pracując i robiąc coś, co naprawdę lubisz, a nie coś, co Ci każą robić i co robisz jak za karę. Spróbuj. Nic nie stracisz, zaś wiele możesz zyskać.
W chwilach załamania zapoznaj się z treścią poniżej (a najlepiej wydrukuj i przyklej na ścianie za biurkiem):


Tekst pisała osoba, która odnalazła swą drogę, a nie dzieciak z bogatej rodziny.

sobota, 15 czerwca 2013

Bydgoszcz 1969

Z 15 lat temu dostałem od Dziadka mapę. Zeskanowałem ją. Nieudolnie, ale nie chciałem robić wycinanki. Może komuś się przyda nawet w tej postaci.



Po powiększeniu nie można odczytać nazw ulic, więc jakby ktoś potrzebował w rozdzielczości 22 MPix, to do pobrania tutaj.

piątek, 14 czerwca 2013

Wmawianie potrzeb

Kilka tygodni temu dzwoni matka i proponuje zafundowanie prawa jazdy i żebym się zastanowił, bo łatwiej będzie mi pracę znaleźć bla bla bla. Miły gest, ale wkurwia mnie, gdy ktoś próbuje mi życie układać. Prowadzę stronę i z nią wiążę przyszłości, a nie z kierowaniem pojazdów. Dobra, na spokojnie pomyślałem, że jako odskocznia, by mi przydało, a tak żeby wsiąść w auto i pojechać gdzie chcę i kiedy chcę. Tylko do tego. Zapytałem więc lekarki czy przepuściłaby mnie przez badanie na prawko - stwierdziła, że bez najmniejszego problemu, więc ok, wiem już, że teoretycznie mogę iść. Ale zanim się wybiorę muszę sprawdzić czy prowadzenie auta faktycznie mnie odpręża i powoduje, że zapominam o bożym świecie. Poprosiłbym swego przyjaciela, ale on na swoje auto chucha i dmucha, więc nie chcę ryzykować śmiercią, gdy mnie ukatrupi po wjechaniu w dziurę. Mój dobry kumpel nie odpowiedział mi na wiadomość (w sumie on nigdy nie odpowiada na maile czy smsy, taki typ, więc się zbytnio nie zdziwiłem, ale też nie będę się upominał) i pozostaje mi ojciec, ale nie chciałem z ojcem, bo Skoda nie ma wspomagania, ostatni rocznik w tym modelu bez wspomagania..., też nie miał czego kupić. Siłowanie z kierownicą, żeby skręcić... Ostatnio jeździłem samochodem 5 lat temu i wspominam zajebiście. No ale 5 lat temu było inaczej i teraz też jest inaczej. Jazda autem zawsze była dla mnie przyjemnością, choć dużo częściej jako pasażer, ale 3 lata temu się pozmieniało i dlatego muszę sprawdzić czy prawko faktycznie mi coś da. Pomijam już kwestię, że jakby mnie instruktor wkurwił, to bym wyszedł i poszedł w chuj.
Dziś dzwoni Babcia i mówi m.in., że słyszała, że na prawko idę. Wkurwiło mnie to. Myślę sobie, że po cholerę matką rozpowiada, że idę na prawko, skoro nawet jej nie dałem odczuć, że się zgadzam. Piszę do niej smsa z zapytaniem, co powiedziała Babci. Po chwili dzwoni i rzecze, że tyle, co mi, a potem znowu nadaje swoje, że mógłbym iść na takie prawo jazdy, by móc dostawczakiem jeździć (wystarczy kat. B jak na osobówki), że fajna praca przedstawiciela handlowego (gówno prawda. Przedstawiciel handlowy to ładniejsze określenie akwizytora, a czym się trudni akwizytor, to chyba wie każdy) i do jakiej szkoły jazdy chciałbym iść. Kurwa! Czy ja w ogóle powiedziałem, że chcę iść?! Najpierw chcę zobaczyć czy w ogóle coś mi to da, a dopiero potem zacznę myśleć. Wkurwia mnie, gdy ktoś próbuje za mnie układać moje sprawy, podczas gdy wiem, co chcę robić, ba!, robię to, rozwijam się i ba! już nawet zacząłem pracować na umowie o dzieło. Robię to, co lubię i to jest dla mnie najważniejsze.
Pomyślicie "ale ty jesteś idiota. Ktoś daje ci wędkę, a ty robisz aferę". Tak, ktoś daje mi wędkę, ale to wędka na śledzie, podczas gdy mam łowić szczupaki. Prędzej się postawię, że mam to w dupie, niż pójdę, jeśli mają mi wmawiać moje potrzeby, a jak Babcia w ogóle zacznie się upierać przy tym temacie, to wychodzę z domu i nie wracam. Czy ktoś tu w ogóle pomyślał o tym, czego JA chcę?!

Łącznie na Bloggerze napisałem ponad 90 tematów, a ten jest moim pierwszym, gdzie przeklinam.
Tak mnie ten temat wkurwia.

piątek, 31 maja 2013

500 godzin prac społecznych

Idę sobie na spacer z rana i widzę jeden samochód przerysowany - dobra, pewnie ktoś go nie lubił myślę, ale drugiego, trzeciego, czwartego, piątego i szóstego też?! Rządek samochodów wzdłuż jeden za drugim obok bloku i 6 aut ma przerysowany bok gwoździem. Być może oberwało się większej ilości, a tylko 6 przerysowanych zarejestrowałem - nie wiem. Takiemu to wlepić kilkaset godzin prac społecznych polegających na czyszczeniu kibli szczoteczką do zębów. Więzienie nie, bo nie mam zamiaru typowi sponsorować hotelu z moich podatków. Przy drobnych wykroczeniach lepiej zdałoby egzamin karanie przez prace społeczne. Niestety teraz to się nazywa "znikoma szkodliwość czynu" i na tym się kończy.

E-papieros

Kto, by pomyślał, że e-fajka potrafi okiełznać nałogowca.
Mam ją od około 30 godzin. W tym czasie spaliłbym z 2 paczki, a spaliłem 4... sztuki. Po prostu brakuje mi smaku miętowego, a e-fajka ma tradycyjny. Jeśli ktoś się zastanawia nad eko-papierosem, to polecam, niech spróbuje, bo koszt niewielki, a może sporo oszczędzić. Koszt takiego papierosa to około 50 zł z płynem, który ma wystarczyć na kilka dni palenia. Co miesiąc koszt wymiany części eksploatacyjnych ma wynosić około 12 zł + płyny do uzupełniania, czyli tzw. Liqua. Koszt 30 ml płynu wynosi 20 zł i podobno starcza na 15 paczek papierosów. Jeśli mam oszczędzić 400 zł miesięcznie, to spróbuję. Smak MLB (ponoć Marlboro) smakuje jak tradycyjny papieros; ciężko wskazać markę, po prostu zwykły fajek. Ponadto e-fajek jest 1000x zdrowszy jak tradycyjny. Nie no polecam. Za parę dni zapewne doposażę się w mocniejszy i osobno miętowy smak (można wybierać nie tylko smaki, a także "moc").
Jest wiele rodzajów e-szlug, od takich za parę złotych po takie powyżej stówy. Ja mam wersję pośrednią, a obecnie topowe - eGo-W. Na zdjęciu niżej fajek z płynem jabłkowym. A właśnie! Tak przy okazji nie polecam tego smaku. Zapach świeżych jabłek, a smak sfermentowanych :) Z miętą chyba nie powinno być takiego problemu.

niedziela, 26 maja 2013

Z igły widły

Nie rozumiem niektórych zachowań.
Kolega kupił wczoraj 2 e-papierosy + jakiś smakowy olejek do tego. Owe e-papierosy mają już ten olejek w sobie, zaś jak się skończy, to nie będzie jak napełnić tym dodatkowym. Tzn. kolega nie wiedział jak. Mówię mu więc, żeby kupił strzykawkę w aptece, bo to grosze kosztuje, a ten się mnie pyta czy potrzebna recepta (wtf?!) i że to narzędzie ćpunów. Mówię, że jak ma problem to sam kupię. Zaczął się wykręcać, że nie o to chodzi, ale ostatecznie i tak wyszło, że ja mam kupić :D
Nie wiem co za problem strzykawkę kupić... Normalna rzecz.
Wielu facetów z tego, co słyszałem ma opory, by kupować podpaski i tampony - u mnie żaden problem, bo co niby złego jest w kupowaniu tego typu produktów? Ja tego będę używał? No chyba logiczne, że nie. Co niektórzy już nie mają w czym doszukiwać się problemu. Dziwne, że nikt nie ma oporów, by kupić papier toaletowy, ba! w czasach PRL nawet się nim obnoszono.

środa, 13 marca 2013

Duma

Nawiązując do wpisu Długo mnie nie było, a dokładniej pierwszego punktu. Tego dotyczy temat wpisu.

Jak napisałem, starałem się jak mogłem, by druga strona była zadowolona, informowałem o wszystkim i spełniłem główny wymóg, czyli test urządzenia. Skoro udało się wypożyczyć za pierwszym razem, spełniłem wymogi, o urządzenie dbałem, wysłałem zapakowane bezpiecznie i w dodatku na swój koszt, to liczyłem że uda się wypożyczyć raz jeszcze. W końcu fundament pod dalszą współpracę postawiłem dobry, prawda? Chyba nie dla producenta... ;-) i nawet nie jest to dla mnie cios, choć nie jest mi na rękę.
Robiąc test robię go szczerze. Opis nie ma być dla mnie czy dla producenta, a dla czytelników. To im ma pomóc w wyborze, uświadomić o wadach i zaletach. Tylko wtedy będzie rzetelny, a ja odebrany wiarygodnie. Niestety, jak mniemam, producent myśli inaczej ;-) Widocznie sam nie ma pewności co do sprzętu, który sprzedaje, skoro nie odważył się wypożyczyć raz jeszcze. Wcześniej odpowiedzi miałem w tym samym lub kolejnym dniu, zaś tym razem swego maila wysłałem 1,5 tygodnia temu i cisza.
Napawa mnie to dumą, bo widać nie na rękę im moja recenzja. Boją się, że nie będzie po ich myśli. Krótko mówiąc wiedzą, że nie lecę w kulki i opisuję szczerze bez taryfy ulgowej.
Szkoda, bo tym razem chciałem coś z wyższej półki, być może gdyby się sprawdził, to nawet kupiłbym taki model, bo właśnie rozważam zakup budżetowego tabletu.

Tym razem info do drugiego punktu we wspomnianym w pierwszym zdaniu wpisie.

Sprzedałem swego smartfona na Windowsie. Tak rzadko wychodzi coś godnego uwagi, że lepiej aby telefon nie tracił na wartości. Jeśli zastanawiacie się nad zakupem czegoś na Windows Phone i rozważacie możliwość skorzystania z jakiś aplikacji, to szczerze odradzam - nie warto. Pomijam fakt, że tak podstawowe aplikacje jak odtwarzacz muzyki czy video nie ma w Marketplace, ale niektóre normalnie bezpłatne aplikacje na Androida, w Marketplace są płatne. I to wcale nie jakieś zaawansowane, a coś takiego jak latarka.
Z kolei jeśli macie używać telefonu na Windowsie tylko do neta, to nie potrzebujecie smartfona, a telefonu z WiFi. Tyle w temacie.