piątek, 16 sierpnia 2013

Praca

O pracę w Polsce trudno? Można sądzić, że tak. Po studiach wyższych przyjmują za najniższą krajową i jeszcze ludzie się pchają do takiej pracy, a za wszystko obwiniają Rząd. Owszem, po części jest to wina Rządu, ale nie będziemy tu gadać o polityce. W dużej mierze jest to wina ludzi, którzy po taką pracę zdolni iść po trupach. Jeśli nadal jesteś optymistą i liczysz, że po studiach znajdziesz wymarzoną pracę, to się rozejrzyj. Wśród Twoich znajomych co drugi studiuje lub skończył studia. I jako kto pracuje? Kasjer/sprzedawca? Robotnik budowlany? Operator wózka widłowego? Nie mam nic do takiej pracy i nigdy nie będę miał, bo uznaję, że żadna praca nie hańbi, lecz nie o tym tu mowa. Mowa o tym, że ktoś kto kończy studia spodziewa się, że dostanie pracę w związku z jego kwalifikacjami; pracę wymarzoną, bo w końcu taki, a nie inny kierunek studiów wybrał. Ale chwila, bo trochę się zapędziliśmy - jakimi kwalifikacjami? Czym są te kwalifikacje? 
Teraz musisz się wykazać czymś więcej niż papierkiem studiów wyższych. Papierek mógł robić wrażenie w czasach naszych rodziców, bo teraz może się nim poszczycić co drugi młody człowiek. Ty musisz być lepszy. Jeśli skończyłeś studia rób dodatkowe kursy z tym związane, kształć się dalej w tym kierunku. Jak przerwiesz, to już nie wrócisz do tego, bo nie będzie czasu, potem będzie rodzina i tak będziesz ledwie wiązał koniec z końcem. Moja siostra skończyła Historię (ma już mgr), ale robi podyplomówkę z Lingwistyki (i myśli jeszcze o Bibliotekoznawstwie), aby zwiększyć swe szanse na rynku pracy. Nie ma 15 lat, aby teraz przez 2 lata nosić aparat na zębach (nie miała krzywych, jednak na tym kierunku wymagają idealnego zgryzu), ale sama widzi, że sama historia jej niewiele da. Zdecydowałbyś się na aparat na zębach w wieku 24 lat? Niby nic strasznego, ale uroku raczej nie dodaje. Można to nazwać poświęceniem dla dobra swej przyszłości.
Zamiast znów narzekać, że wysłałeś setną aplikację na jakieś stanowisko zrób coś ze sobą. 
Nie masz studiów? Nic straconego. Masz przecież kursy dla spawaczy, operatorów koparki, bukieciarstwo itp. Sam jeszcze nie wiesz co Ci się może w życiu przydać.
Parę lat temu zdawałem egzaminy na agenta ubezpieczeniowego. Zdobyłem numery RAU i specjalisty 3-ech liczących się towarzystw w Polsce. Gdy wysłałem aplikację do 6 firm, to przynajmniej z 3-ech miałem odpowiedź. Można? Fakt, nie były to darmowe egzaminy, ale żeby coś wyjąć należy najpierw coś włożyć.
Nie interesuje Cię żadna forma kształcenia dostępna w polskim szkolnictwie? Może się zdarzyć, ale też nic straconego. Interesujesz się wioślarstwem, lecz sam nigdy nie uprawiałeś tego sportu lub uprawiałeś amatorsko? Załóż bloga na ten temat. Nie wiesz jak? Poszukaj w sieci. Nikt Ci na tacy gotowego pomysłu nie da, bo tym tokiem myślenia żadnej pracy nie znajdziesz. Zobacz jakie blogi robią inni, spróbuj założyć podobnego. Jeśli nie masz pieniędzy na takiego na własnej domenie, to zrób na darmowym hostingu lub tutaj - na Bloggerze. Tak, pisz o wioślarstwie i mi się tu nie zniechęcaj po miesiącu. Jesteś właśnie na kursie. Kursie bezpłatnym, który sam sobie organizujesz. Tak, uczysz się teraz. Uczysz się lepiej pisać. Uczysz się zaciekawić czytelnika. Gdy zdobędziesz już jakieś doświadczenie (np. prowadzisz bloga 0,5 roku lub napisałeś kilkadziesiąt tematów) spróbuj uderzyć do jakiegoś wydawnictwa wydającego czasopisma o wioślarstwie. Może znajdzie się dla Ciebie praca. Może zaczniesz się spełniać pracując i robiąc coś, co naprawdę lubisz, a nie coś, co Ci każą robić i co robisz jak za karę. Spróbuj. Nic nie stracisz, zaś wiele możesz zyskać.
W chwilach załamania zapoznaj się z treścią poniżej (a najlepiej wydrukuj i przyklej na ścianie za biurkiem):


Tekst pisała osoba, która odnalazła swą drogę, a nie dzieciak z bogatej rodziny.

sobota, 15 czerwca 2013

Bydgoszcz 1969

Z 15 lat temu dostałem od Dziadka mapę. Zeskanowałem ją. Nieudolnie, ale nie chciałem robić wycinanki. Może komuś się przyda nawet w tej postaci.



Po powiększeniu nie można odczytać nazw ulic, więc jakby ktoś potrzebował w rozdzielczości 22 MPix, to do pobrania tutaj.

piątek, 14 czerwca 2013

Wmawianie potrzeb

Kilka tygodni temu dzwoni matka i proponuje zafundowanie prawa jazdy i żebym się zastanowił, bo łatwiej będzie mi pracę znaleźć bla bla bla. Miły gest, ale wkurwia mnie, gdy ktoś próbuje mi życie układać. Prowadzę stronę i z nią wiążę przyszłości, a nie z kierowaniem pojazdów. Dobra, na spokojnie pomyślałem, że jako odskocznia, by mi przydało, a tak żeby wsiąść w auto i pojechać gdzie chcę i kiedy chcę. Tylko do tego. Zapytałem więc lekarki czy przepuściłaby mnie przez badanie na prawko - stwierdziła, że bez najmniejszego problemu, więc ok, wiem już, że teoretycznie mogę iść. Ale zanim się wybiorę muszę sprawdzić czy prowadzenie auta faktycznie mnie odpręża i powoduje, że zapominam o bożym świecie. Poprosiłbym swego przyjaciela, ale on na swoje auto chucha i dmucha, więc nie chcę ryzykować śmiercią, gdy mnie ukatrupi po wjechaniu w dziurę. Mój dobry kumpel nie odpowiedział mi na wiadomość (w sumie on nigdy nie odpowiada na maile czy smsy, taki typ, więc się zbytnio nie zdziwiłem, ale też nie będę się upominał) i pozostaje mi ojciec, ale nie chciałem z ojcem, bo Skoda nie ma wspomagania, ostatni rocznik w tym modelu bez wspomagania..., też nie miał czego kupić. Siłowanie z kierownicą, żeby skręcić... Ostatnio jeździłem samochodem 5 lat temu i wspominam zajebiście. No ale 5 lat temu było inaczej i teraz też jest inaczej. Jazda autem zawsze była dla mnie przyjemnością, choć dużo częściej jako pasażer, ale 3 lata temu się pozmieniało i dlatego muszę sprawdzić czy prawko faktycznie mi coś da. Pomijam już kwestię, że jakby mnie instruktor wkurwił, to bym wyszedł i poszedł w chuj.
Dziś dzwoni Babcia i mówi m.in., że słyszała, że na prawko idę. Wkurwiło mnie to. Myślę sobie, że po cholerę matką rozpowiada, że idę na prawko, skoro nawet jej nie dałem odczuć, że się zgadzam. Piszę do niej smsa z zapytaniem, co powiedziała Babci. Po chwili dzwoni i rzecze, że tyle, co mi, a potem znowu nadaje swoje, że mógłbym iść na takie prawo jazdy, by móc dostawczakiem jeździć (wystarczy kat. B jak na osobówki), że fajna praca przedstawiciela handlowego (gówno prawda. Przedstawiciel handlowy to ładniejsze określenie akwizytora, a czym się trudni akwizytor, to chyba wie każdy) i do jakiej szkoły jazdy chciałbym iść. Kurwa! Czy ja w ogóle powiedziałem, że chcę iść?! Najpierw chcę zobaczyć czy w ogóle coś mi to da, a dopiero potem zacznę myśleć. Wkurwia mnie, gdy ktoś próbuje za mnie układać moje sprawy, podczas gdy wiem, co chcę robić, ba!, robię to, rozwijam się i ba! już nawet zacząłem pracować na umowie o dzieło. Robię to, co lubię i to jest dla mnie najważniejsze.
Pomyślicie "ale ty jesteś idiota. Ktoś daje ci wędkę, a ty robisz aferę". Tak, ktoś daje mi wędkę, ale to wędka na śledzie, podczas gdy mam łowić szczupaki. Prędzej się postawię, że mam to w dupie, niż pójdę, jeśli mają mi wmawiać moje potrzeby, a jak Babcia w ogóle zacznie się upierać przy tym temacie, to wychodzę z domu i nie wracam. Czy ktoś tu w ogóle pomyślał o tym, czego JA chcę?!

Łącznie na Bloggerze napisałem ponad 90 tematów, a ten jest moim pierwszym, gdzie przeklinam.
Tak mnie ten temat wkurwia.

piątek, 31 maja 2013

500 godzin prac społecznych

Idę sobie na spacer z rana i widzę jeden samochód przerysowany - dobra, pewnie ktoś go nie lubił myślę, ale drugiego, trzeciego, czwartego, piątego i szóstego też?! Rządek samochodów wzdłuż jeden za drugim obok bloku i 6 aut ma przerysowany bok gwoździem. Być może oberwało się większej ilości, a tylko 6 przerysowanych zarejestrowałem - nie wiem. Takiemu to wlepić kilkaset godzin prac społecznych polegających na czyszczeniu kibli szczoteczką do zębów. Więzienie nie, bo nie mam zamiaru typowi sponsorować hotelu z moich podatków. Przy drobnych wykroczeniach lepiej zdałoby egzamin karanie przez prace społeczne. Niestety teraz to się nazywa "znikoma szkodliwość czynu" i na tym się kończy.

E-papieros

Kto, by pomyślał, że e-fajka potrafi okiełznać nałogowca.
Mam ją od około 30 godzin. W tym czasie spaliłbym z 2 paczki, a spaliłem 4... sztuki. Po prostu brakuje mi smaku miętowego, a e-fajka ma tradycyjny. Jeśli ktoś się zastanawia nad eko-papierosem, to polecam, niech spróbuje, bo koszt niewielki, a może sporo oszczędzić. Koszt takiego papierosa to około 50 zł z płynem, który ma wystarczyć na kilka dni palenia. Co miesiąc koszt wymiany części eksploatacyjnych ma wynosić około 12 zł + płyny do uzupełniania, czyli tzw. Liqua. Koszt 30 ml płynu wynosi 20 zł i podobno starcza na 15 paczek papierosów. Jeśli mam oszczędzić 400 zł miesięcznie, to spróbuję. Smak MLB (ponoć Marlboro) smakuje jak tradycyjny papieros; ciężko wskazać markę, po prostu zwykły fajek. Ponadto e-fajek jest 1000x zdrowszy jak tradycyjny. Nie no polecam. Za parę dni zapewne doposażę się w mocniejszy i osobno miętowy smak (można wybierać nie tylko smaki, a także "moc").
Jest wiele rodzajów e-szlug, od takich za parę złotych po takie powyżej stówy. Ja mam wersję pośrednią, a obecnie topowe - eGo-W. Na zdjęciu niżej fajek z płynem jabłkowym. A właśnie! Tak przy okazji nie polecam tego smaku. Zapach świeżych jabłek, a smak sfermentowanych :) Z miętą chyba nie powinno być takiego problemu.

niedziela, 26 maja 2013

Z igły widły

Nie rozumiem niektórych zachowań.
Kolega kupił wczoraj 2 e-papierosy + jakiś smakowy olejek do tego. Owe e-papierosy mają już ten olejek w sobie, zaś jak się skończy, to nie będzie jak napełnić tym dodatkowym. Tzn. kolega nie wiedział jak. Mówię mu więc, żeby kupił strzykawkę w aptece, bo to grosze kosztuje, a ten się mnie pyta czy potrzebna recepta (wtf?!) i że to narzędzie ćpunów. Mówię, że jak ma problem to sam kupię. Zaczął się wykręcać, że nie o to chodzi, ale ostatecznie i tak wyszło, że ja mam kupić :D
Nie wiem co za problem strzykawkę kupić... Normalna rzecz.
Wielu facetów z tego, co słyszałem ma opory, by kupować podpaski i tampony - u mnie żaden problem, bo co niby złego jest w kupowaniu tego typu produktów? Ja tego będę używał? No chyba logiczne, że nie. Co niektórzy już nie mają w czym doszukiwać się problemu. Dziwne, że nikt nie ma oporów, by kupić papier toaletowy, ba! w czasach PRL nawet się nim obnoszono.

środa, 13 marca 2013

Duma

Nawiązując do wpisu Długo mnie nie było, a dokładniej pierwszego punktu. Tego dotyczy temat wpisu.

Jak napisałem, starałem się jak mogłem, by druga strona była zadowolona, informowałem o wszystkim i spełniłem główny wymóg, czyli test urządzenia. Skoro udało się wypożyczyć za pierwszym razem, spełniłem wymogi, o urządzenie dbałem, wysłałem zapakowane bezpiecznie i w dodatku na swój koszt, to liczyłem że uda się wypożyczyć raz jeszcze. W końcu fundament pod dalszą współpracę postawiłem dobry, prawda? Chyba nie dla producenta... ;-) i nawet nie jest to dla mnie cios, choć nie jest mi na rękę.
Robiąc test robię go szczerze. Opis nie ma być dla mnie czy dla producenta, a dla czytelników. To im ma pomóc w wyborze, uświadomić o wadach i zaletach. Tylko wtedy będzie rzetelny, a ja odebrany wiarygodnie. Niestety, jak mniemam, producent myśli inaczej ;-) Widocznie sam nie ma pewności co do sprzętu, który sprzedaje, skoro nie odważył się wypożyczyć raz jeszcze. Wcześniej odpowiedzi miałem w tym samym lub kolejnym dniu, zaś tym razem swego maila wysłałem 1,5 tygodnia temu i cisza.
Napawa mnie to dumą, bo widać nie na rękę im moja recenzja. Boją się, że nie będzie po ich myśli. Krótko mówiąc wiedzą, że nie lecę w kulki i opisuję szczerze bez taryfy ulgowej.
Szkoda, bo tym razem chciałem coś z wyższej półki, być może gdyby się sprawdził, to nawet kupiłbym taki model, bo właśnie rozważam zakup budżetowego tabletu.

Tym razem info do drugiego punktu we wspomnianym w pierwszym zdaniu wpisie.

Sprzedałem swego smartfona na Windowsie. Tak rzadko wychodzi coś godnego uwagi, że lepiej aby telefon nie tracił na wartości. Jeśli zastanawiacie się nad zakupem czegoś na Windows Phone i rozważacie możliwość skorzystania z jakiś aplikacji, to szczerze odradzam - nie warto. Pomijam fakt, że tak podstawowe aplikacje jak odtwarzacz muzyki czy video nie ma w Marketplace, ale niektóre normalnie bezpłatne aplikacje na Androida, w Marketplace są płatne. I to wcale nie jakieś zaawansowane, a coś takiego jak latarka.
Z kolei jeśli macie używać telefonu na Windowsie tylko do neta, to nie potrzebujecie smartfona, a telefonu z WiFi. Tyle w temacie.

piątek, 22 lutego 2013

Jednak real to real

Bynajmniej nie Real Madryt, a spotkania twarzą w twarz. Można sobie pogadać na fejsie, mailowo czy GG i jest fajnie, śmiesznie, ogółem super, ale jednak twarzą w twarz to jest TO!
Dziś widziałem się z koleżanką z klasy, którą ostatnio widziałem 8 lat temu. Ostatni rok, może krócej, kontakt był, ale na fejsie. I też fajnie było, ale wirtual, a real to kolosalna różnica. Gdybym miał powiedzieć jednym słowem jak było dziś, to byłoby to słowo ZA*EBIŚCIE! Po prostu. Mimo, że widzieliśmy się 6 godzin, to i tak nie obgadaliśmy wszystkiego. Trzeba to powtórzyć. Może nie w najbliższym czasie, ale na pewno nie po 8 latach, a kilku miesiącach (co za dużo to niezdrowo. Lepiej rzadziej niż za często, by było o czym gadać). Zarąbisty dzień.

wtorek, 5 lutego 2013

Czy ja jestem piekielny? cz. 2

Nawiązując do tego wpisu jak pisałem tak zrobiłem. Miałem wolną stówę. Stówę, co do której nie miałem żadnych planów jak ją wykorzystać, więc uznałem, że to dobry moment, by zwrócić połowę za długopis, który otrzymałem w ramach rekompensaty. Drugą połowę zostawiam jako nauczkę. Maila też wysłałem informując o tym fakcie. Jestem ciekaw czy w ogóle mi facet coś odpowie czy odbije się echem. Jak odbije się echem, to będę żałował :)
Jestem frajerem, bo zwróciłem 50% rekompensaty, którą sami zaproponowali? Moim zdaniem, bym nim był, gdybym tego nie zrobił.

piątek, 1 lutego 2013

Uczciwość nie popłaca? cz. 2

Przedostatni wpis dotyczył mojej uczciwosci wobec pewnej firmy, od której dostałem zdublowany towar. Łaskawi państwo raczyli w końcu odpowiedzieć po 5 dniach kalendarzowych, a 3 roboczych. Nie było tam podziękowania za uczciwość,  a za informację,  zupełnie jakbym przesłał jakąś sugestię. Jednego dnia napisali, że kurier będzie na drugi dzień, a na drugi dzień znowu to samo, bez informacji o której tak jakbym zawsze musiał być w domu. Mają szczęście,  że jestem bezrobotny.
Paczkę dostali wczoraj o 11. (sprawdziłem przesyłkę po numerze nadania), a informacji żadnej nie otrzymałem. Nie ma to jak podziękowanie za wzorową postawę będącą zachętą do tego typu działań w przyszłości. Ani dziękuję ani pocałuj mnie w dupę, jakby tak miało być.
Stracili klienta. Więcej u nich już nic nie kupię.

PS. Pierwszy raz pisałem przez aplikację na Androida. Sam jestem ciekaw jak wyszło ;)

sobota, 26 stycznia 2013

Pozorne oszczędności

Nie, nie moje. Pogadamy teraz o mojej Babci. Kochana kobieta, ale w tym przypadku niepotrzebny dusigrosz.

1. Woda.

Standardowa oszczędność. Normalnie chętnie kupilibyśmy Babci czy Dziadkowi lub obojgu jako wspólny prezent masażer do stóp. Żonie kupiłem, czasem sam używam, bardzo bardzo przyjemna sprawa. Ale... ma jeden zasadniczy minus - woda. Nie da się używać bez wody. Tzn. da się, ale to już nie będzie to samo. Nie nalewa się szklanki, a lekko kilka litrów. I co potem z tą wodą? No trzeba wylać. Tak więc prezent odpada. U nich leżałby nieużywany, może nawet nie wyciągnięty z pudła.
Inna rzecz - naczynia. Siostra zmywała, Żona zmywała, ale Babcia już nie chce ich pomocy. Dlaczego? Ano zmywając naczynia trzeba używać wody. Czystej wody. Babcia z kolei zmywa tak: nalewa wody do miski, którą trzyma w zlewie i myje używając wody z tej miski. Nie płucze wodą z kranu. Kran w tym momencie nie istnieje. I tak myje w tej wodzie wszystko. Jeśli akurat była kolacja, to w tej wodzie zostają umyte zarówno talerze po galarecie, bigosie, mięsie, sztućce, jak i szklanki po herbacie. Wisienka na torcie! - Babcia nie używa płynów, "bo to chemia" (dziwne, że mydło używa ;) ). Tak więc wiecie jak to wszystko wygląda... Lepiej napić się wody bezpośrednio z kranu, niż z "czystej" szklanki.

2. Prąd.

Z tych też powodów odpada masażer. Podwójnie odpada, bo jak napisałem wyżej zużywa wodę, a także prąd. Babcia się chwali, że ich odkurzacz (Predom) ma już 30 lat i nadal wygląda i działa jak nowy - taa..., jeśli się coś używa od święta, to nie dziwota. Babcia używa "Kasi" - ta ręczna miotła na kółkach, co się jeździ po dywanie, a ona niby zbiera paprochy.
Swoją szosą 3 lata temu kupiliśmy im żelazko Philipsa (mieli jakieś stare, pewnie starsze ode mnie). Jestem ciekaw czy choć raz było używane - pamiętajmy - nie dość, że prąd, to i woda.

3. Żywność.

To jest właśnie nasze meritum. Jeśli czytają to babcie takie jak moja, to czytajcie uważnie i się zastanówcie.
Z jednej strony kupowanie przecenionych towarów, których data ważności upływa za 1-3 dni, a z drugiej narzekanie na bóle brzucha, chodzenie do toalety i tego typu złe samopoczucie, w następstwie czego jeżdżenie po lekarzach, narzekanie na zdrowie i wykupowanie leków. Nie widać zależności? Pozorna oszczędność. Z jednej strony 2 zł taniej na maśle (mającym 3 dni ważności, a które jadło się tydzień), by potem stracić 30 na lekach i gadać jak to się chorowało. Pomijając już kwestię finansową zatruwamy swoje zdrowie lekami, a wcześniej wyniszczamy odwodnieniem etc.

4. Leki.

Wiek około 80 lat, to już nie 30-tka. Nawet nie 50-tka. Nie liczmy, że będziemy się czuli jak młodzi ludzie.
Babcię boli kręgosłup - bierze Apap; boli głowa - bierze Apap. Boli cokolwiek - bierze Apap. Zacznijmy od tego, że Apap, to nie jest lek. Apap, to g., a nie lek, bo ma działanie witaminy C - niby pomaga, ale tego nie czuć. Tylko, że długodystansowo witaminka pomaga, a Apap w ogóle. Tzn. zatruwa organizm. Że jest "łagodny dla żołądka" nie oznacza, że jest nieszkodliwy. Babcia na wszystko bierze leki. Nosz kurna, ja jestem sporo młodszy, też mnie czasem coś boli, ale nic nie biorę, przejdzie w końcu. Zrozummy w końcu, że to jest 80 lat i nie będziemy się czuć jak 20. W tym wieku tak już jest, że wszystko boli.
Zarówno punkt 3, jak i 4 do Babci nie dociera. Nie dociera, że to już ten wiek i nie dociera o pozornej oszczędności kosztem zdrowia, co w tym wieku najważniejsze.

Człowiek, by im kupił coś, co może się przydać, umilić czas, sprawić przyjemność lub zrelaksować, ale trzeba uważać - nie może zużywać prądu, więc wszystkie poduszki nagrzewające, materace elektryczne etc. odpadają, a nie będziemy przecież żarcia kupować, bo w końcu się popsuje, ani leków, bo bez jaj ;)

piątek, 25 stycznia 2013

Uczciwość nie popłaca?

W zeszłym tygodniu odebrałem przesyłkę od firmy X zakupioną na Allegro. Wystawiłem komentarz. Zapomniałem. Ale... przedwczoraj znów przyszła. Jako, że to polecony, a polecone zawsze odbieram, to nie patrzyłem na nadawcę. Odbiór podpisałem, listonosz poszedł, patrzę..., coś mi świta, rozpakowuję i co? To, co już dostałem. Niezwłocznie mailowo poinformowałem sprzedającego pytając, co robimy. Bez odpowiedzi. Na drugi dzień poprosiłem, by odpowiedzieli na mojego maila w sprawie dubla używając do tego "zadaj pytanie sprzedającemu" na stronie z aukcją. Napisałem też na numer GG. Mija kilka godzin i... nic. Się wku*wiłem i dzwonię do ich sklepu (tego, z którego miałem wystawiony rachunek), a facet mnie informuję, że JA, JA mam dzwonić do Siódemki i się umawiać z kurierem, by wysłać paczkę na koszt odbiorcy. JA! JA mam załatwiać ich problem na swój koszt (w końcu dzwonię ze swojego telefonu, prawda?). Wysłuchałem, ale nie powiedziałem, że się zgadzam. Po prostu przyjąłem do wiadomości. Zaskoczył mnie tym, co powiedział i nawet go nie opier... Kilka godzin później wysłałem kolejnego, ale już ostatniego maila opisującego sytuację dając im 3 możliwości zwrotu ich zguby: opłacony kurier do mnie (podałem adres + nr tel.), przelew na moje konto (dane + nr konta) oraz odbiór osobisty z zaznaczeniem gdzie, a także, by napisali, którą opcję wybierają, bo nie muszę siedzieć całymi dniami w domu w oczekiwaniu na kuriera czy codziennie śledzić wpływów na swoim rachunku bankowym.
Dla pewności zadzwoniłem dziś do kuzyna - radcy prawnego czy coś jeszcze muszę zrobić - nie, napisałem, dałem możliwość odbioru, nic więcej zrobić nie mogę, bo przecież nie będę odsyłał na swój koszt.
Dodam, że po upływie 48 godzin od pierwszego zgłoszenia nadal nie dostałem żadnej odpowiedzi.

UCZCIWOŚĆ POPŁACA??
... bo mi się wydaje, że nie...