sobota, 26 stycznia 2013

Pozorne oszczędności

Nie, nie moje. Pogadamy teraz o mojej Babci. Kochana kobieta, ale w tym przypadku niepotrzebny dusigrosz.

1. Woda.

Standardowa oszczędność. Normalnie chętnie kupilibyśmy Babci czy Dziadkowi lub obojgu jako wspólny prezent masażer do stóp. Żonie kupiłem, czasem sam używam, bardzo bardzo przyjemna sprawa. Ale... ma jeden zasadniczy minus - woda. Nie da się używać bez wody. Tzn. da się, ale to już nie będzie to samo. Nie nalewa się szklanki, a lekko kilka litrów. I co potem z tą wodą? No trzeba wylać. Tak więc prezent odpada. U nich leżałby nieużywany, może nawet nie wyciągnięty z pudła.
Inna rzecz - naczynia. Siostra zmywała, Żona zmywała, ale Babcia już nie chce ich pomocy. Dlaczego? Ano zmywając naczynia trzeba używać wody. Czystej wody. Babcia z kolei zmywa tak: nalewa wody do miski, którą trzyma w zlewie i myje używając wody z tej miski. Nie płucze wodą z kranu. Kran w tym momencie nie istnieje. I tak myje w tej wodzie wszystko. Jeśli akurat była kolacja, to w tej wodzie zostają umyte zarówno talerze po galarecie, bigosie, mięsie, sztućce, jak i szklanki po herbacie. Wisienka na torcie! - Babcia nie używa płynów, "bo to chemia" (dziwne, że mydło używa ;) ). Tak więc wiecie jak to wszystko wygląda... Lepiej napić się wody bezpośrednio z kranu, niż z "czystej" szklanki.

2. Prąd.

Z tych też powodów odpada masażer. Podwójnie odpada, bo jak napisałem wyżej zużywa wodę, a także prąd. Babcia się chwali, że ich odkurzacz (Predom) ma już 30 lat i nadal wygląda i działa jak nowy - taa..., jeśli się coś używa od święta, to nie dziwota. Babcia używa "Kasi" - ta ręczna miotła na kółkach, co się jeździ po dywanie, a ona niby zbiera paprochy.
Swoją szosą 3 lata temu kupiliśmy im żelazko Philipsa (mieli jakieś stare, pewnie starsze ode mnie). Jestem ciekaw czy choć raz było używane - pamiętajmy - nie dość, że prąd, to i woda.

3. Żywność.

To jest właśnie nasze meritum. Jeśli czytają to babcie takie jak moja, to czytajcie uważnie i się zastanówcie.
Z jednej strony kupowanie przecenionych towarów, których data ważności upływa za 1-3 dni, a z drugiej narzekanie na bóle brzucha, chodzenie do toalety i tego typu złe samopoczucie, w następstwie czego jeżdżenie po lekarzach, narzekanie na zdrowie i wykupowanie leków. Nie widać zależności? Pozorna oszczędność. Z jednej strony 2 zł taniej na maśle (mającym 3 dni ważności, a które jadło się tydzień), by potem stracić 30 na lekach i gadać jak to się chorowało. Pomijając już kwestię finansową zatruwamy swoje zdrowie lekami, a wcześniej wyniszczamy odwodnieniem etc.

4. Leki.

Wiek około 80 lat, to już nie 30-tka. Nawet nie 50-tka. Nie liczmy, że będziemy się czuli jak młodzi ludzie.
Babcię boli kręgosłup - bierze Apap; boli głowa - bierze Apap. Boli cokolwiek - bierze Apap. Zacznijmy od tego, że Apap, to nie jest lek. Apap, to g., a nie lek, bo ma działanie witaminy C - niby pomaga, ale tego nie czuć. Tylko, że długodystansowo witaminka pomaga, a Apap w ogóle. Tzn. zatruwa organizm. Że jest "łagodny dla żołądka" nie oznacza, że jest nieszkodliwy. Babcia na wszystko bierze leki. Nosz kurna, ja jestem sporo młodszy, też mnie czasem coś boli, ale nic nie biorę, przejdzie w końcu. Zrozummy w końcu, że to jest 80 lat i nie będziemy się czuć jak 20. W tym wieku tak już jest, że wszystko boli.
Zarówno punkt 3, jak i 4 do Babci nie dociera. Nie dociera, że to już ten wiek i nie dociera o pozornej oszczędności kosztem zdrowia, co w tym wieku najważniejsze.

Człowiek, by im kupił coś, co może się przydać, umilić czas, sprawić przyjemność lub zrelaksować, ale trzeba uważać - nie może zużywać prądu, więc wszystkie poduszki nagrzewające, materace elektryczne etc. odpadają, a nie będziemy przecież żarcia kupować, bo w końcu się popsuje, ani leków, bo bez jaj ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie