środa, 13 kwietnia 2011

2012

Oto i przedstawiam Wam mój dzisiejszy sen.
Śniło mi się, że 24 grudnia 2011 nastąpi epoka lodowcowa w wybranym rejonie pod Bydgoszczą podczas, gdy ludzie będą jechali na weekendowy odpoczynek. Wzburzą jeziora i zaleją most, którym ludzie będą uciekać, następnie go zamrażając i w wyniku zamrożenia łamiąc. Cześć się nie uratuje. Po tych, którzy się uratują (w tym ja z żoną) przyjadą autobusy, aby zabrać ich z niebezpiecznego terenu do miasta.
Ludzie będą się zastanawiać czy taka chwila jeszcze przyjdzie. Starają się żyć normalnie, choć i tak wyglądają w oknach w oczekiwaniu czy ich najbliższa osoba wróci bezpiecznie do domu, tak jak i ja w strachu i niepewności oczekiwałem na żonę.
Po tygodniu czas na Sylwester 2011/2012. Wielu żyje tylko tym dniem. W bydgoskim Fordonie jest taras widokowy przeszklony, dzięki któremu widać wszystko to, co pod nami. Tuż przed północą, wchodzę na niego, lecz wyczuwając zagrożenie, wycofuję się. Godz. 0.00 strzelają petardy, ludzie się cieszą, bo nic się nie dzieje, to dobry znak, jednak ja nadal nie mam pewności czy zaraz nie wydarzy się tragedia. Nie mylę się. Kilkanaście sekund po północy nadchodzi wielka fala znikąd, zalewa całe miasto, po czym błyskawicznie zamarza, sprawia, że pociągi zamarzają w ułamku sekundy, więc i podróżujący nimi także. Tragedię przeżywają nieliczni, w tym ja z żoną. W tej chwili czuję się bardziej jak obserwator niż uczestniczący w tym całym zdarzeniu.
Pod koniec ratowania ludności umierają/giną moi najbliżsi: babcia od strony taty, dziadek od strony mamy. Okazuje się, że mój ukochany dziadek jest tajnym szpiegiem i mój ojciec go zabija strzałem w prawe oko.
Zostaje tylko babcia od strony mamy (która w realnym świecie zmarła w listopadzie 2009).
Żyjemy nadzieją, że podobna sytuacja się więcej nie wydarzy.

Dziwny prawda? Ale czego wymagać od snów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie